
Początek czyli co wynikło z bólu brzucha.
Nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą; nie trwóż się, bo Ja jestem twoim prawdziwym Bogiem! Ja cię pokrzepię i wspomogę, wesprę cię prawicą Mojej sprawiedliwości
Księga Izajasza 41:10
Ostatnio napisałem coś w rodzaju wstępu, więc dzisiaj wypadałoby napisać coś więcej. Chyba przejdę do początku tejże mojej całej historii. Popsutego zdrowia fizycznego i psychicznego. Jak być może część z was wie, czytając moje wcześniejsze wpisy, zaczęło się to wszystko mniej więcej w lutym 2018 roku. Wróciłem z Polski, zdążyłem być jeszcze na mojej mamy urodzinach i zacząłem wtedy odczuwać coraz mocniejsze bóle gdzieś w brzuchu, jak ja to mówiłem. Poszedłem do lekarza. Ten wysłał mnie na tzw. CT skan. Udało mi się, że tak powiem, uzyskać taką, no wstępną informację od osoby, która robiła mi skan, że coś tam jest nie tak, ale nic więcej mi nie powiedział. Za to 2 tygodnie później miałem już wizytę u chirurga w szpitalu. No i tam niestety taka trochę mało ciekawa nowina mnie spotkała. Mianowicie okazało się, że mam raka jelita grubego, jak to napisałem przy jednym z wcześniejszych opowiadań. Świat się zawalił. Szczególnie w mojej głowie. I w głowie mojej ówczesnej dziewczyny, obecnie żony. Nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy robić. Tak naprawdę była tylko jedna możliwość: poddać się operacji. Co zresztą zrobiłem. Obudziłem się z taką małą ciekawostką. Z czymś wystającym z brzucha. Czymś zupełnie nowym dla mnie. Okazało się, że to kolostomia. Wyciągnięte jelito grube na zewnątrz. Rozcięli mi po prostu jelito grube. Wycięli ten kawałek, w którym był rak, z nawiązką zresztą. Aby tam się wszystko zaleczyło, żeby mieć pewność, że wszystko będzie ok, to wyjęli mi to jelito grube na zewnątrz. Od tej pory musiałem zakładać woreczek. Do którego właściwie wszystko z żołądka, jelita cienkiego i wiadomo, z jelita grubego, szło na zewnątrz, już nie odbytem, a tą właśnie rurką. Na początku było bardzo kiepsko. Nie widzieliśmy ani ja, ani partnerka, tak naprawdę mimo instrukcji udzielonej szpitalu, jak mamy, że tak powiem, się z tym czymś obchodzić. Ale w końcu jakoś doszliśmy do ładu. W międzyczasie zaczęła się chemioterapia. Trwała w sumie 7 miesięcy. No i to był jeden z gorszych okresów w moim życiu. Na pierwszej sesji pamiętam, siedzę sobie na krzesełku uśmiechnięty, wesoły, radosny, chojrak prawdaż taki, że Hej. Ale później już nie byłem taki chojrak. Później co zjadłem, to wymiotowałem. Siedziałem niemalże godzinami czasami nad kibelkiem, z głową nad misą. Wymiotowałem, ciągle wymiotowałem, nic już nie miałem w żołądku, ale nadal wymiotowałem. W kółko siedziałem i płakałem. Moja partnerka nie wiedziała, jak im pomóc. Sam bym nie wiedział. Ale, de facto, pomagała, będąc po prostu przy mnie. Pomagała tym, że mnie nie opuściła, co zapewne wiele osób by zrobiło. Gdzieś tam mam zdjęcie jak jestem właśnie takim chojrakiem, co to niczego się nie boi, jak pisałem wcześniej. Były też przerwy w tej chemioterapii, bo miałem takie, jakby cykle. Szedłem do szpitala na kilka godzin, tam dawali mi jakiś wlew dożylny. Potem brałem przez 7 dni tabletki. Potem miałem 2 tygodnie przerwy. Jakoś tak. Hmm. Tak to było tak. I później znowu do szpitala na wlew, później znowu tabletki, znowu 2 tygodnie przerwy. No prawda jest taka, że nie wiedziałem, czy ja to wszystko przeżyję. Byłem w kiepskiej kondycji fizycznej i psychicznej. Ale też kochałem bardzo moją dziewczynę. Przyzwyczaiłem ją przedtem, że zwiedzamy Anglię. Więc i wtedy chciałem, póki jeszcze mogę, tak przynajmniej wtedy myślałem, pokazać jej jak najwięcej. Dzielnie, w czasie przerw od chemioterapii, jeździliśmy na wycieczki. Na ile miałem siły. Czasami miałem tej przerwy 4 tygodnie, bo byłem w kiepskim stanie i najczęściej właśnie wtedy wyjeżdżaliśmy gdzieś, chociaż na jeden dzień, by jeszcze coś nowego zobaczyć. Nie pamiętam już, gdzie to było, ale było takie miejsce, pamiętam, że był to jakiś park, ogród, w każdym razie najzwyczajniej w świecie zasnąłem jej na kolanach. Położyłem się na ławce i zasnąłem. Byłem tak padnięty i nie miałem siły iść. Przestałam chyba z godzinkę. I poszliśmy powolutku dalej. I tak było wiele razy. Ale cieszyłem się, że mogę, chociaż tyle dać od siebie. Ciągle gdzieś tam wewnątrz siebie byłem dzielny, byłem waleczny. Chciałem żyć. To wszystko miało być tylko tymczasowe. Takie na moment, a później ja już będę w ogóle ok. W ogóle nie ma innej opcji. Nie. Jak zresztą, nie wiem, pisałem w poprzednim wpisie, byłem chojrak. Pieprz się raku, ja tam ci się nie poddam. No i rzeczywiście rakowi się nie poddałem. Ale dalej to już będzie następny wpis. Na dziś tyle.
Polecam też :
Czas chemioterap
Przykra niespodzianka
Pierwsze kroki
Inne opowiadania to :
Renata i Zbyszek
Najlepszy prezent
Zachęcam też do wejścia na stronę : Elutek


Zobacz również

Pierwsze kroki ku lepszemu życiu, czyli krok do wyjścia z depresji
6 maja 2022
Czas chemioterapii czyli uparcie ku życiu.
5 czerwca 2022